wtorek, 6 maja 2014

Tunezyjskie niebo w gębie

W potrawie tej zakochałam się od pierwszego spróbowania. Przemówiła do mnie jej egzotyczna nazwa, północnoafrykański rodowód i smak nieznanej mi do tamtej pory wędzonej papryki. Z tą wędzoną papryką wcale nie było tak łatwo - nigdzie nie mogłam jej znaleźć, okazało się nawet, że to dość powszechny problem, bo popularni producenci przypraw, wszechobecni w polskich sklepach i marketach, nie mają jej w swojej ofercie. Na szczęście z pomocą przyszedł popularny serwis aukcyjny :) Przy okazji przeżyłam prawdziwe przyprawowe szaleństwo - czosnek niedźwiedzi, czarnuszka, kozieradka, curry z mango i jeszcze tysiąc innych, mniej lub bardziej popularnych przypraw i mieszanek, które akurat wpadły mi w oko. A wszystko dopełniły kandyzowane ananasy w polewie piña colada. Mmmmm, poezja!

Ale do rzeczy! Danie to poznałam pod nazwą chachouka, a znalazłam je półtora roku temu we wspomnianej już tu wcześniej na blogu książce River Cottage Veg Every Day! autorstwa Hugh Fearnley-Whittingstalla. Od razu wzbudziło moją ciekawość - wydawało się bardzo łatwe w przygotowaniu, było oparte na powszechnie dostępnych składnikach, które zazwyczaj mam pod ręką bez względu na porę dnia i nocy, a do tego znajdowało się w kategorii Comfort Food - wiedziałam więc, że to musi być coś dla mnie :) Trzy tygodnie temu, podczas kulinarnej wizyty w Warszawie, dowiedziałam się, że potrawa w Polsce występuje zazwyczaj pod nazwą szakszuka i jest bardziej popularna niż się spodziewałam. Polska Wikipedia twierdzi, że potrawa składa się z kiełbasek i suszonego mięsa, ja jednak jeszcze się z taką wersją nie spotkałam. Większość przepisów na szakszukę jest bardzo podobna do tego poniżej (czasem zdarza się bakłażan, czarne oliwki i pewnie inne różne różności), jednak wszystkie, które do tej pory widziałam były zdecydowanie wegetariańskie.


Potrzebne nam będą:

- 3 łyżki oliwy
- 1 łyżka kminu rzymskiego (całego, w ziarenkach)
- 1 duża cebula, cieniutko pokrojona w półksiężyce lub piórka
- 1 ząbek czosnku
- 1 czerwona i 1 żółta papryka, cienko pokrojone w paski
- pół łyżeczki ostrej wędzonej papryki w proszku
- szczypta szafranu (dla mnie opcjonalnie, potrawa wiele bez niego nie traci)
- puszka pomidorów, posiekanych, bez skórki (lepiej użyć całych i pokroić niż gotowych krojonych)
- 4 jajka
- sól morska i świeżo mielony czarny pieprz

Oliwę rozgrzewamy na średnim ogniu. Patelnia musi być duża, najlepiej taka, którą można potem włożyć do piekarnika (ja używam patelni z grubym dnem, a na ostatnim etapie szakszukę przekładam do foremki od tarty). Dodajemy ziarna kuminu (pamiętajmy, że to nie to samo, co kminek!!) i smażymy przez kilka minut (ja zawsze mieszam od czasu do czasu). Dodajemy cebulę i smażymy 8-10 minut aż będzie miękka i złocista.

Dodajemy czosnek i czerwoną i żółtą paprykę i smażymy na wolnym ogniu przez co najmniej 20 minut, często mieszając. Kiedy papryka będzie miękka dodajemy wędzoną paprykę, szafran, pomidory razem z zalewą i trochę soli i pieprzu. Dusimy jeszcze przez 10-15 minut, od czasu do czasu mieszając. W międzyczasie nagrzewamy piekarnik do 180°C.

Próbujemy 'mikstury' i ewentualnie doprawiamy do smaku. Jeśli nasza patelnia nie nadaje się do użycia w piekarniku, przekładamy jej zawartość np. do formy do tarty. Robimy cztery wgłębienia i delikatnie wbijamy w każde z nich po jednym jajku. Posypujemy solą i pieprzem i pieczemy przez 10-12 minut aż białka się zetną a żółtka będą nadal płynne.


Szczerze polecam wszystkim tę potrawę, dla mnie to prawdziwa wege pyszność i jedno z największych odkryć kulinarnych ostatnich lat! Fakt, jest nieco czasochłonne, ale jednocześnie mało skomplikowane w przygotowaniu, niemniej jednak - smak rekompensuje wszelkie niedogodności. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy lubi smak kminu rzymskiego i nie widzę przeszkód, żeby zmniejszyć jego ilość lub zupełnie z niego zrezygnować. Warzywna 'mikstura' jest przecudowna, czasem sobie myślę, że jajka są tutaj zupełnie niepotrzebne :) Powstanie wtedy wegańskie danie w klimatach lecza z nutką orientalnych przypraw :) Super zarówno na śniadanie w towarzystwie ulubionego pieczywa, na obiad z super pasującymi ziemniaczkami imbirowymi, jak i na kolację, tak bez niczego, żeby poczuć pełnię smaku i jednocześnie nie obżerać się przed snem. Smacznego!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz