Nie planowaliśmy eksplorować lokali z tegorocznej jesiennej edycji, ale praca do późnych godzin wieczornych przyprawiła nas o burczenie w brzuchu :) Tym oto sposobem wylądowaliśmy w nowej restauracji mieszczącej się w XVII-wiecznym spichlerzu nieopodal krzywej wieży. Monka, bo to o niej mowa, jest świeżynką na gastronomicznej mapie Torunia i rozpoczęła przygodę z rozpieszczaniem podniebień swoich gości 1 października 2017. Menu wegetariańskie przewidziane na Toruń za Pół Ceny obejmowało podpłomyk z burakiem i cukinią oraz bardzo intrygujące danie o nazwie 'decha w dechę wegetariańska' :) UWAGA! Zdjęcia robione butelką po Amber APA :)
Na pierwszy ogień jednak poszedł przepyszny krem z dyni podany w towarzystwie podpłomyków. Bardzo kremowy, wyważony, ciekawie doprawiony i, co dla mnie wyjątkowo ważne, podany na gorąco, a nie lekko tylko podgrzany. Podany został w fajny, modny sposób, co dodatkowo cieszy nie tylko kubki smakowe ale też i oko :)
Buraczkowo-cukiniowy podpłomyk ozdobiony był małymi kostkami fety oraz kleksami pietruszkowego pesto. Żółwik, jako typowy sosożer zwykle musi jeść takie dania w towarzystwie tony sosu, tu jednak zupełnie mi nie przeszkadzała suchość ciasta, burak z cukinią zrobiły robotę. Jedynie pietruszkowe pesto mi nie podeszło, ale to pewnie kwestia gustu.
Czas na króla wieczoru, czyli na dechę w dechę. Danie w wersji na TzPC składało się z potrawki z boczniaków, łupiny wegetariańskiej, hummusu i czerwonego sosu, roboczo nazwanego przeze mnie konfiturą, przypominającego coś w stylu słodkiego relishu :) Wszystko to w towarzystwie czterech podpłomyków i niewielkiego kopczyka zieleniny (szpinak, roszponka, jarmuż - szacun za brak rukoli, której szczerze nie cierpię!). Potrawka z boczniaków zachwyciła mnie od pierwszego gryza - rozpływała się w ustach delikatnym imbirowym smakiem i nie mogłam jej przestać jeść. Hummus - w wersji nieco innej niż klasyczna, miał ciekawy słodki posmak, nie dało się w nim wyczuć tahiny czy charakterystycznej kwaskowatości od cytryny ani też czosnku, miał jednak bardzo ciekawy smak i dopiero dzisiaj szybki rzut oka na regularne menu uzmysłowił mi, że był to hummus z soczewicy (tym samym poczułam się januszem degustacji :P). Nie wiem, czy nazywanie tej potrawy hummusem nie wprowadzi zamieszania wśród osób przyzwyczajonych do tradycyjnego smaku, wiem bowiem jak się można zeźlić mając ochotę na coś, a dostając tylko wariację na temat. Niemniej jednak bardzo fajnie, że ten hummus z soczewicy znajduje się na desce, bo sprawił szczególną frajdę żółwikowemu mężowi, który lubi takie pasty.
Bardzo przyjemną częścią dechy były również faszerowane łupiny, widzę jednak, że w regularnym menu w ich miejscu widnieje wege kisz. Jedna z nich faszerowana była pomidorami i cebulką (w stylu salsa fresca/pico de gallo), drugi, CHYBA, pieczoną dynią, ale ręki sobie obciąć nie dam. Wiem, że bardzo podobało mi się to, że delikatnie smakuje ogniskiem i chyba tak się rozpłynęłam w tym smaku, że nie zauważyłam co dokładnie jadłam :)
A konfitura? No cóż, ja wielką fanką słodkich rzeczy nie jestem, więc mogłaby dla mnie jej nie być, niemniej jednak może być fajna na przełamanie smaku. Nie wiedziałam za bardzo do czego jej użyć, zjedliśmy ją osobno, łyżeczką z miseczki ;) W menu regularnym widnieją pikle, jest to pewnie lepszy pomysł, widzę je leżące i pachnące na kawałku podpłomyka posmarowanego soczewicowym hummusem <3
Widniejącymi u góry daniami najadły się dwie osoby :) W cenie regularnej, poza Toruniem za pół ceny zapłacilibyśmy za nie 48 zł (decha 24 zł, zupka 12 zł, podpłomyk 12 zł). Z pewnością tam jeszcze wrócimy, bo bardzo spodobała nam się decha w dechę, a poza tym mamy jeszcze do spróbowania wege sałatki (na przykład tę z grzybami leśnymi - brzmi pysznie) czy kopytka z dynią. Powiemy Wam w sekrecie, że niebawem będzie można tam również kupić chlebek własnego wyrobu. Dostaliśmy go jako miła niespodziankę podczas płacenia rachunku - jest pyszny <3
ale pyszności :)
OdpowiedzUsuń