Są takie miejsca na świecie, do których człowiek chętnie wraca bez
względu na wszystko. Zwykle łączą się z niezapomnianymi przeżyciami,
sentymentalnymi wspomnieniami i naturalnym pięknem otaczającej przyrody.
To wszystko i jeszcze więcej znalazłam podczas mojego ultrakrótkiego,
dwudniowego wypadu na Bali, z którego wróciłam bogatsza nie tylko o
zestaw pięknych mozaikowych misek, ale również o nowe umiejętności
kulinarne nabyte podczas absolutnie uroczej lekcji gotowania w
Payuk Bali w miasteczku Ubud.
|
Takie pyszności gotowaliśmy na kursie |
Jednodniowe balijskie szkółki gotowania powyrastały na wyspie niczym grzyby po deszczu. I tym razem nieocenioną pomocą w planowaniu okazał się
TripAdvisor,
dzięki któremu mogłam choć pobieżnie ogarnąć temat i, co ważniejsze,
poznać opinie uczestników odnośnie organizowanych warsztatów
kulinarnych. Padło na Payuk Bali, które nie dość, że organizuje wege
warsztaty, to jeszcze ma bardzo zachęcające oceny i recenzje,
koncentrujące się przede wszystkim na wychwalaniu pod niebiosa niezwykle
miłej i charyzmatycznej postaci szefa kuchni Ketuta Budi. Taka ze mnie
gadzina, która lubi jak jest miło, przyjemnie i sympatycznie, tak więc
po chwili namysłu zarządziłam: olać Denpasar, jedziemy do Ubud!
Przy okazji nadmienię, że wybierając te czy inne warsztaty kulinarne musimy pamiętać o wcześniejszej rezerwacji, gdyż zainteresowanie tą formą aktywnego spędzania czasu jest na Bali bardzo popularne. Podlinkowany przeze mnie wyżej artykuł na stronie TA zawiera adresy stron internetowych, gdzie znajdziemy nie tylko podstawowe informacje odnośnie menu czy ceny kursu, ale również formularze zgłoszeniowe czy po prostu zwykłe adresy mailowe, gdzie musimy zgłosić chęć uczestnictwa w zajęciach.
Nam udało się załapać na warsztaty poranne, które zaczynają się o godzinie 8:30 krótkim spacerem po lokalnym targowisku. Na miejsce przywozi nas mini-bus, który przed rozpoczęciem zajęć zbiera uczestników z hoteli i innych kwater na terenie Ubud. Lokalny ryneczek to przede wszystkim aromatyczne przyprawy, dojrzałe, soczyste owoce, kolorowe kwiaty używane do składania darów balijskim bóstwom oraz wszelkiego rodzaju akcesoria kuchenne. Wąchamy, smakujemy, dotykamy - to takie miejsce, skąd powinno się zaczynać poznawanie nowej kultury i obyczajów, nie tylko podczas kursu kulinarnego. Bo co nam lepiej powie o upodobaniach, stylu bycia czy zwyczajach lokalnej ludności niż wniknęcie w skrawek ich codziennego życia?
|
Stoisko kulinarne :) |
|
Część lokalnego bazarku z uśmiechniętą facjatą naszego szefa kuchni |
|
Rośliny przeznaczone do przygotowywania darów dla bóstw oraz gotowe koszyczki z darami |
|
Mój przyprawowy raj! |
Nie chcąc opóźniać przebiegu wycieczki oraz z obawy przed zgubieniem reszty robię największy błąd podczas całego trzytygodniowego pobytu w Azji - nie kupuję przypraw... Będę tego żałować przez jeszcze długi czas po powrocie, ale co zrobić... Trzeba tam po prostu kiedyś wrócić :)
Jeszcze szybka wizyta na polu ryżowym i jedziemy do szkoły!!
|
Żółwik na polu ryżowym :) |
Zanim przystąpimy do gotowania, czeka na nas kilka dodatkowych atrakcji. Przede wszystkim ukojenie dla ciała i ducha - zimny, przepyszny napój orzeźwiający, podany w fikuśnie ozdobionej szklaneczce, doskonały na walkę z balijskim słońcem. Cytrusy, przyprawy, no i przepiękna dekoracja z na zawsze budzącego we mnie sentymenty Kwiatu Lei (to właśnie z tych kwiatów, znanych mi jeszcze wtedy tylko pod nazwą 'frangipani', zrobiony był mój bukiet ślubny <3) nie tylko gaszą pragnienie, ale działają ożywczo na przytłumione nieco porannym upałem zmysły.
|
Pyszny i cieszący oko napój powitalny |
Zanim przystąpimy do gotowania, przygotowujemy dary dla bóstw, które nasz szef kuchni złoży następnie w ofierze w przydomowej świątyni. Składamy bambusowe koszyczki, napełniamy je różnymi kwiatami i gotowe!
|
Ofiara dla balijskich bóstw |
W drodze do kuchni czeka nas jeszcze instruktaż wytwarzania oleju kokosowego i bardzo miły poczęstunek w postaci smażonych tyci-bananów saba.
|
Smażone banany saba w cieście (kolak pisang) |
Jest! W końcu zapraszają nas do kuchni! Jest nas 12 osób, więc będziemy podzieleni na dwa stoły - połowa będzie robiła dania wegetariańskie, druga połowa - mięsne. Jak się wkrótce okaże nikt nikomu nie będzie wchodził w paradę, miejsca w kuchni starczy dla wszystkich, tylko mięsożercy będą mieli podwójną frajdę - będą mogli spróbować i swoich, i naszych frykasów :) Każdy dostaje po fartuszku, broszurkę z przepisami i własne stanowisko krajalnicze :) Czas na przygotowanie składników.
|
Świeżutkie, pachnące, same pchające się do paszczy :) |
|
Nie ma obijania! |
|
Efekty cięzkiej pracy :) |
|
Niektórzy odkryli w sobie duszę artysty :) |
|
Panowie by się ucieszyli: jedna kuchnia, cztery baby |
|
Pierwsze efekty pracy |
|
Zupa grzybowo-warzywna (sup jamur) |
|
Smażone tofu z warzywami w balijskim sosie (tahu tutu ruga) |
|
Szaszłyki z tofu i tempeh w sosie orzechowym (tofu and tempe sate) |
|
Różności, m.in. gado gado, nasi kuning i tahu tutu ruga |
|
Wrażenia: najlepszy punkt pobytu w Azji! Dużo świetnej zabawy, poznanie lokalnych specjałów i roztaczająca się dookoła radosna aura szefa kuchni - czegóż więcej potrzeba postrzelonemu miłośnikowi wege gotowania? Czytałam, że nie wszystkie szkoły oferują czynny udział w procesie gotowania, niektóre obejmują jedynie pokaz połączony z degustacją, cieszę się więc, że nie trafiliśmy do jednego z takich miejsc. Stworzyliśmy balijski obiad własnymi rękoma, tym większa późniejsza satysfakcja z wspólnej degustacji. Co prawda robione przez nas porcje nie były duże i równolegle gotowały się większe gary tych samych potraw, ale przynajmniej mieliśmy okazję być częścią procesu twórczego. Polecam każdemu, kto nie jedzie na Bali tylko i wyłącznie po to by poimprezować w Kucie czy polansować się na plażach Jimbaranu.
Trochę przydatnych informacji:
Z lotniska DPS do centrum Ubud najlepiej dostać się taksówką. Podróż zajmuje ok. 1 godzinę, koszt 195000 IDR (ok. 50 PLN)
Koszt jednodniowego kursu to 350000 IDR za osobę (ok. 95 PLN) - obejmuje transfer z i do hotelu, powitalny napój, butelkę wody mineralnej, składniki potrzebne do przygotowania potraw, lekcję gotowania wraz z degustacją. Podczas degustacji wiele osób skorzystało z lodówki z napojami, jak się potem okazało - płatnej.
Cała impreza od wyjazdu z hotelu, do powrotu trwa około 5 godzin.
Lekcje odbywają się codziennie o 8:30 i 15:30. Poranne zajęcia obejmują wizytę na lokalnym targu, który zamykany jest ok. 13:00. W programie znajdowało się również parzenie balijskiej kawy, którego jednak u nas nie było - może jest to atrakcja dla grupy popołudniowej?
Doświadczenie w gotowaniu nie jest wymagane :)
Czy są jacyś chętni na wypróbowanie balijskich przepisów? Którą potrawę dajemy na pierwszy ogień? Czekam na sugestie :D
Zazdroszczę tej egzotyki i możliwości poznania "na miejscu" tak różnej od naszej kuchni :)
OdpowiedzUsuń